Osły i taczki

 

„Oto opowiem ci milezyjską modłą bajeczki rozmaite i połechcę twe łaskawe mi uszy wdzięcznym bajdurzeniem – jeśli tylko nie wzgardzisz przeczytaniem tego papirusu egipskiego, nilowej trzciny kończystością pisanego. Wszystko to zaś, abyś się nacudował ludzkich losów i postaci przemianom w kształty inne i powrotowi we własne dzięki odwrotnemu rzeczy splotowi.” – ach, jakżeż rozkoszniej można byłoby rozpocząć opowieść o przemianach nam współczesnego świata, niż uczynił to Apulejusz w przedmowie do swojego romansidła sprzed dwóch mileniów. Owe przemiany obfitujących w cuda ostatnich kilkudziesięciu lat ludzkich losów i powrót w ich własne naturalne kształty z czasem opiewać będą całe mrowia wierszokletów rozmaitych, dziś jeszcze dzierżących monopol na wieszczenie światu niezłomności hegemonicznej potęgi zachodnich demokracji liberalnych z ich wykwintnym porządkiem ekonomicznym wolnorynkowego kapitalizmu, którego jądro stanowi system waluty, wobec której „nie ma alternatywy” .

O ile pamięć Autsajdera nie myli, jest to bodaj pierwszy raz, kiedy to użyto na kartach bloga terminu, którym tak bardzo lubią szafować komentatorzy wzdychający do przedmiotu swoich wyobrażeń, tęsknot, imaginacji, czy innych urojeń i majaków. „Kapitalizm”, o którym tu mowa, podobnie zresztą jak „ekonomia”,  „rynki”, „inwestowanie”, czy „inwestorzy”, etc.,  jest dziś pojęciem tak wyświechtanym i pozbawionym znaczenia, że w istocie nie ma sensu powoływać się na nie w innym celu, niż ot tak dla zgrywu, co też Autsajder z lubością uczyni jeszcze z raz, czy może dwa. Zresztą, wszystkie te dywagacje na temat tego, czy w istocie istnieją jeszcze gdzieś realnie takie, czy inne systemy, tudzież dyskusje o wyższości jednych systemów nad drugimi, są całkowicie jałowe i pozbawione jakiegokolwiek sensu w panującej obecnie nowomowie. W rzeczy samej, w chwili gdy ekonomiści dzielą włos na czworo próbując dowodzić, iż w zależności od przyjętego modelu ekonomicznego na główce szpilki pomieścić można taką, czy inną liczbę aniołów, jakby niezauważalnym pozostają prawa, które obowiązują niezależnie od panującego systemu, ot choćby mówiące, iż upuszczona szpilka spadać będzie na podłogę z takim samym przyspieszeniem, zarówno w kapitalistycznym jak i w socjalistycznym raju. Podobnież bezprzedmiotowe w tym kontekście wydają się być niekończące się dysputy business-insiderów, chcących zgłębić tajemnicę, czy czeka nas inflacja, czy może deflacja, tak jak gdyby była to alternatywa rozłączna, przez co sam Mario Draghi ma dylemat, czy na śniadanko kupić bułeczkę i masełko już teraz, czy może jednak za namową business-insiderów odłożyć swoje sprawunki na kiedy indziej, wszak w tzw. „otoczeniu deflacyjnym” ceny bułeczki i masełka rzekomo niechybnie muszą zanurkować.

mario d2

Jaka zaś jest istota samej inflacji przypomina pochodzący z socjalistycznego raju pan Siemion Michajłowicz (nie mylić z marszałkiem Siemionem Michajłowiczem), który w żołnierskich słowach, ku rozwianiu wszelkich wątpliwości wyjaśnia, iż jest ona niczym innym jak tylko nadmiernym rozrostem ilości pieniądza i kredytu.

Nie jest przy tym zaskakującym, że z czasem uwidacznia się ona niepohamowanym wzrostem cen, ot choćby poczynając od aktywów finansowych, który z kolei świadczy o niczym innym niż o destrukcji kapitału. No ale jak to? QE wytwarza furę pieniędzy, a kapitału miałoby być coraz mniej? – zaraz zapytują business-insiderzy, którzy w swoim „inwestorskim” rozumieniu utożsamiają jedno z drugim. Ano tak to: im droższe papiery bezwartościowe, tym niższa stopa zwrotu z „inwestycji”, toteż w daną „inwestycję” trzeba zaangażować coraz to większy kapitał, celem uzyskania oczekiwanej stopy zwrotu. Tym sposobem QE, tworząc pieniądze z niczego, w istocie dewaluuje kapitał, który staje się bezwartościowy, zaś tzw. wieczysta hossa, czy może raczej po prostu inflacja cen aktywów finansowych jedynie poświadcza fakt, iż w systemie wytworzono nominalnie zbyt wiele pieniędzy, które domyślnie powinny mieć pokrycie w rzeczywistych dobrach i usługach wywarzanych w ramach określonej gospodarki. No ale mniejsza o oczywistości, jakkolwiek dla wielu wciąż nieoczywistym pozostaje, iż QE w istocie zabija kapitał.

Inną z kolei oczywistą nieoczywistością jest wyobrażenie rozrastającego się zadłużenia jako „czynnika deflacyjnego” , nie bardzo jednak ściśle definiowanego przez tych, którzy ów termin przywołują. Z zasady natomiast, rozrastające się zadłużenie, a co za tym idzie zwiększająca się ilość pieniądza wykreowanego przy zaciąganiu takich czy innych długów, z samej swojej definicji (przywołanej dwa akapity wyżej) ma charakter CZYSTO inflacyjny. To zaś, że w systemie pieniądza dłużnego ilość zobowiązań całościowo zawsze przewyższa pulę pieniędzy wykreowanych przy zaciąganiu tychże zobowiązań, nie jest żadnym problemem w realiach kapitalistycznego raju, wszak dłużnicy zawsze mogą lobbować o wykupienie ich długów przez rząd (a.k.a. bailout to infinity). Sam zaś bailout dokonany będzie z użyciem pożyczonych (a jakżeżby inaczej) pieniążków, które, przy braku chętnych kupców papierów dłużnych, zostaną „pożyczone” od FEDu. Tym sposobem, rząd federalny US zapożycza się na kolejny bilion, czy dwa, deficytowymi wydatkami dofinansowuje bankrutujące biznesy i przedsięwzięcia niemające żadnego ekonomicznego znaczenia, ale żeby w trakcie tego manewru lud nie połapał się, że de facto to on zostaje obciążony obowiązkiem spłaty zobowiązań, z biliona papierów wysupłuje się 160mld$ kieszonkowego dla kapitalistycznego proletariatu, by ten miał czym spłacić raty kredytowe i pospekulować handlując cyferkami na giełdowym cyrku. Tym zaś ekonomistom, którzy oczekują spadku cen bułeczki i masełka w tzw. „otoczeniu deflacyjnym” spowodowanym spowolnieniem akcji kredytowej w bankowości komercyjnej, warto nadmienić, że oto mamy teraz do czynienia z akcją kredytową w wersji turbo na sterydach, gdzie pożyczkodawcą najwyższej instancji staje się FED przejmując rolę „złego banku” , do bilansu którego upakować można byle śmieciowe papiery subprime o świetlanym ratingu AAA. Krótko mówiąc, Departament Skarbonki US ze swoimi nieograniczonymi deficytowymi wydatkami staje się największym na planecie hiperinflacyjnym generatorem, z kolei FED robi tu jedynie za brokera dokonującego monetyzacji tego nieprzebranego bogactwa. Miejmy przy tym na uwadze, że „pożyczone” od FEDu pieniążki nie są w całości przeznaczane na inwestycje (choćby nawet w ramach całkowicie bezproduktywnych przedsięwzięć), a w znacznej mierze na zwykłą konsumpcję, by kapitalistyczny proletariat mógł zjeść na śniadanko bułeczkę i masełko, które to potrzeby z czasem będą rosnąć, a nie maleć. Z kolei rozrost bilansu banku centralnego, o ile tymczasowo daje złudne przekonanie o rozwiązywaniu problemów ekonomicznych poprzez zapewnianie nieograniczonej płynności, samo w sobie nie jest w stanie rozwiązać problemu wypłacalności dysfunkcjonalnej gospodarki.

W istocie, jak powiada pan Howard: „Wielu biznesom grozi ryzyko niewypłacalności, którego nie można rozwiązać pożyczaniem pieniędzy: problemu zadłużenia nie można leczyć przez dalsze zaciąganie długu, niezależnie od tego jak bardzo dostępny by on nie był.” Podobnież nie da się rozwiązać problemu niewypłacalności całego systemu dolarowego poprzez produkcję w kółko nowych dolarów, które stworzyć można wyłącznie w procesie zaciągania kolejnych długów, mimo iż Departament Skarbonki US w tej dziedzinie nie ma sobie równych. (Nawiasem mówiąc, samoistne „inflacyjne wyjście z długów” pozostaje tylko mrzonką, wszak aby mogło się to urzeczywistnić, koniecznym byłoby utrzymywanie poziomu długu na co najwyżej niezmienionym poziomie w realiach utraty siły nabywczej pieniądza; ten jednak musi przyrastać nieograniczenie.) W kapitalistycznym raju natomiast JEDYNĄ pozostałą metodą radzenia sobie z problemami ekonomicznymi stało się WYŁĄCZNIE nieograniczone drukowanie pieniędzy, tak iż nawet sam prezydent-elekt US dał wszystkim jasno do zrozumienia, że priorytetem rządu federalnego US pozostaje wzrost gospodarczy generowany dzięki wysoce innowacyjnej formacji kapitału w postaci hiperinflacyjnego „inwestowania w wydatki deficytowe” (cytat dosłowny).

Tym sposobem problemy wynikłe z rozrastającego się zadłużenia będą się jedynie pogłębiać, czemu menedżerowie kapitalistycznego raju będą przeciwdziałać jedynym znanym sobie sposobem, mianowicie pożyczając, monetyzując i drukując kolejne biliony, coraz szybciej kręcąc się przy tym w kółko, czy może raczej po spiralnej orbicie wokół czarnej dziury, której apetytu nie da się zaspokoić. Z kolei łatanie rozrastających się dziur w dysfunkcjonalnej gospodarce, na ratowanie której w kapitalistycznym raju nie ma żadnego innego pomysłu poza drukowaniem pieniędzy, wytwarza nieustannie zwiększające się zapotrzebowanie na nowe pieniądze, których, pomimo stale rosnących nominalnie liczb, ciągle będzie brakować i zawsze będzie za mało. Podobnie jak w Rzeszy Niemieckiej przed stu laty, tysiące drukarzy w 133 państwowych drukarniach drukowało reichsmarki na okrągło, nie tyle z nudów i braku ciekawszego zajęcia, czy przez jakieś widzimisię niemieckich finansistów, tylko dokładnie z tego powodu, iż pieniędzy NIEUSTANNIE BRAKOWAŁO, choć było ich tyle, że trzeba było je wozić taczkami chcąc zakupić bułeczkę i masełko.

Owa oczywista nieoczywistość zapotrzebowania na dolary często bywa również przywoływana w kontekście denominowanego w zielonej walucie długu, który różnorakie podmioty na świecie zaciągają u swoich wierzycieli. W wyniku tego ów niezaspokojony popyt na zieloną walutę miałby rzekomo być gwarantem wieczystej siły dolara, choć nikt nie zadaje sobie pytania, dlaczego w takim razie zadłużające się w nieswojej walucie Grecja, Włochy, czy Portugalia jakoś nie są w powszechnej opinii gwarantem siły eurowaluty. „Ależ Autsajderze, przecież kryzys spowodowany chińskim mikrobem spowodował, że FED w dobrotliwości swojego serduszka zaczął pożyczać dolary bankom centralnym tych wszystkich bidnych kraików, które błagały o pomoc finansową, bez której popadałyby jak muchy” – odezwą się zaraz business-insiderzy. Bidne kraiki zmagające się ze swoimi problemami, które nijak nie wnoszą żadnej wagi do indeksu DXY to jedno; co innego zaś zagraniczni wierzyciele US, którzy dolarowych aktywów mają po dziurki w nosie, tak iż w razie konieczności zawsze gotowi są upłynnić dowolną część tego bogactwa, by zdobyć dolarki potrzebne na zaspokojenie swoich potrzeb. Taka właśnie potrzeba wyprzedaży miała miejsce wiosną 2020 roku, kiedy to konieczność ubezpieczania tego nieprzebranego bogactwa doprowadziła do zatkania rynku swapów walutowych, z pomocą których posiadacze dolarowych aktywów ubezpieczają swoje pozycje. Aby zatem ukrócić wyprzedaże dolarowych aktywów, które miało wówczas miejsce, FED chcąc odetkać powstały zator zaoferował największym posiadaczom tychże papierów częściowo nielimitowane linie swapowe, jak również otworzył FIMA repo facility, tak aby ci mogli zdobyć tyle dolarków, ile tylko sobie życzą, byleby nie niepokoić rynków finansowych zalewem papierów bezwartościowych, których nikt nie będzie w stanie kupić. Innymi słowy, to nie bidne zadłużone kraiki były adresatami zagranicznych „programów pomocowych” FEDu, tylko najwięksi posiadacze dolarowych aktywów, którzy musieli je zabezpieczać ze względu na niepewną sytuację, którą kreował panoszący się chiński mikrob. Tym samym, FED nie tyle robił bidnym kraikom łaskę i z dobrotliwości swojego serduszka pożyczał dolary wybawiając przy tym z opresji cały świat, co ratował swój własny tyłek, by chwilowy popyt na dolary nie stał się powodem niekontrolowanej wyprzedaży papierów o świetlanym ratingu AAA na rynku, prowadzącej do zapaści ich ceny, co storpedowałoby księgi bilansowe FEDu.

Owe „programy pomocowe” FEDu ukierunkowane na zagranicznych wierzycieli US są zatem niczym innym niż zwykłą próbą przekupstwa, by ci nie wyprzedawali długu Departamentu Skarbonki US, co nadwątliłby i tak już nieciekawą sytuację gospodarczą kapitalistycznego raju. Z czasem jednak, obserwując dalsze brnięcie w ślepy zaułek „inwestowania w wydatki deficytowe” podkopujące wiarygodność obietnic bez pokrycia, zmuszeni będą wyprzedać całe to papierowe bogactwo nie oglądając się na żadne łapówki w postaci obiecanych „unlimited FIMA repo facility” i „dollar swap lines to infinity” , a za zdobyte dolarki kupować wszystko, co tylko nie jest przyspawane do ziemi. Naturalnie, bez żadnych pozostałych kupców papierów bezwartościowych, FED zmuszony będzie zmonetyzować wszystkie spływające doń papiery, zwiększając tym samym bazę monetarną, doprowadzając do wzrostu struktury kosztów, które zaczną generować nowe dziury wymagające łatania kolejnymi pieniędzmi, które znów będą musiały zostać „pożyczone” i puszone w obieg przez wydatki deficytowe, doprowadzając do etc., etc., etc… Ów bezgraniczny popyt na pachnące zieloniutkie dolarki nie będzie zatem wynikać z, jak to ładnie się ujmuje, „pełnej wiary i kredytu zaufania” dla rządu US,

tylko z konieczności nieustannego drukowania, by łatać rozrastające się dziury w zapadającej się niczym jądro supermasywnej gwiazdy gospodarce, tak aby ostatecznie dług eksplodował niczym supernowa.

Jeszcze inna z kolei oczywista nieoczywistość związana z hiperinflacyjnym kreowaniem pieniądza tyczy się hołubionego przez wszystkich business-insiderów wskaźnika zwanego „prędkością pieniądza” , czy też „cyrkulacją waluty” , która poza wzrostem ilości waluty rzekomo „jest potrzebna do inflacji” , by zacytować tu choćby znanego ze swej nieprzejednanej niezależności handlarza cyferkami. Czymże jest owa „prędkość pieniądza”? Otóż w swoim czasie łebscy ekonomiści dokonali przełomowego odkrycia truizmu mówiącego, że całkowita ilość pieniędzy wydanych na dobra i usługi w jednostce czasu jest równa ilości pieniędzy, które kosztowały owe dobra i usługi zakupione w jednostce czasu, co można wyrazić prostym równaniem:

M V = P R,

gdzie R to wartość zakupionych dóbr i usług w jednostce czasu, P – poziom ich cen, M to ilość pieniądza, za które kupowane są dobra i usługi oraz V – szybkość jego obiegu w gospodarce, którą wielu wyobraża sobie jako prędkość chodu niemieckiego robotnika śpieszącego do piekarni, by czym prędzej wydać swoje popaczkowane na taczce reichsmarki, zanim piekarz znów podniesie cenę bułeczek. Tym samym, czyniąc nieoczywiste założenia, że wszystkie pozostałe mało interesujące wielkości (M i R) są niezmienne, otrzymujemy oczywistość mówiącą, iż inflacja rozumiana jako poziom cen rośnie wraz ze wzrostem prędkości pieniądza i to właśnie na ową prędkość pieniądza rzekomo należy patrzeć, chcąc dociec, czy cena bułeczek i masełka już rośnie, czy jeszcze nie. Ale nie jest to jedyna głowa na której stają business-insiderzy niepotrafiący znaleźć w sklepie etykietek z ceną, jako że nikt nie ma zielonego pojęcia jak w praktyce można byłoby mierzyć ową prędkość pieniądza. Łebscy ekonomiści wpadli jednak na pomysł, że zawsze można zrobić masełko maślane, tj. wyznaczyć prędkość pieniądza zdefiniowawszy ją z pomocą równania, które ma być właśnie przez nią spełnione i voilà! Przy okazji czyniąc grubymi nićmi szyte założenie, że iloczyn P R można utożsamić z PKB, oraz drugie, całkowicie fałszywe, że ilość pieniądza M utożsamić można z agregatami pieniężnymi (M1, M2, etc.) i to pomimo tego, że nie służą one wyłącznie transakcjom w realnej gospodarce, w których kupuje się rzeczywiste dobra i usługi. Tym sposobem, owa „prędkość pieniądza” , którą business-insiderzy obserwują na swoich wykresach, nie jest żadnym tam niezależnie mierzonym wskaźnikiem makroekonomicznym opisującym pewne obiektywne zjawisko, a zwykłym ilorazem V1 = GDP/M1 (V2 = GDP/M2, etc.), tak iż absolutnie niepojętym wydaje im się być fenomen spadku „prędkości pieniądza” przy jednoczesnym wzroście ilości pieniądza M1 (M2, etc.).

Przedstawianie tych wielkości w taki sposób można porównać do zdumiałego Autsajdera dziwującego się odkryciem, iż pomimo tego, że im szybciej pije koniaczek, to jakimś dziwnym niepojętym trafem coraz szybciej ubywa go z butelki. Ciągnąć zaś dalej tę logikę można byłoby wysnuć wniosek, że kiedy w końcu poziom koniaczku w butelce sięgnie dna, to można być spokojnym, że po wieczornym piciu następnego ranka kaca nie będzie, wszak skoro nie ma już napitku, to cóż niby mogłoby doprowadzić do złego samopoczucia? Ile natomiast jest warta cała ta logika obrazuje przykład zmagającej się z problemami inflacyjnymi Turcji, gdzie tzw. „prędkość pieniądza” , jakby to powiedzieć… jeśli rośnie, to w najlepszym wypadku niezbyt widowiskowo.

mvel tur

Ba, na przekór oczekiwaniom business-insiderów wyczekujących wzrostu „prędkości pieniądza” będącego dla nich zwiastunem nadciągającej inflacji cen, można domniemywać, że potrzeba tworzenia nowych pieniędzy w celu łatania rozrastających się dziur w dysfunkcjonalnej gospodarce przewyższy jakikolwiek wzrost gospodarczy stymulowany bezustannym „inwestowaniem w wydatki deficytowe”. W rezultacie, przyrost agregatów pieniężnych będzie większy niż PKB, tak iż formułka wyznaczająca wartość „prędkości pieniądza” tym szybciej będzie spadać do zera, im szybciej gospodarka będzie zmierzać ku hiperinflacyjnej depresji. O ile zatem tak zdefiniowana „prędkość pieniądza” jest pojęciem pustym, bez większego znaczenia dla opisu zjawisk makroekonomicznych, to w pewnym ograniczonym sensie można tę wielkość interpretować jako „efektywność stymulowania PKB nowo wykreowanym pieniądzem”, tudzież jako relację wielkości realnej gospodarki do ilości wysiłków wkładanych w sztuczne podtrzymywanie przy życiu zzombifikowanych spółek i ratowanie całkowicie bezproduktywnej części gospodarki z bankrutującymi instytucjami finansowymi na czele. Deficytowa gospodarka US bowiem, która sama nie jest w stanie wyprodukować wystarczającej ilości dóbr i usług koniecznych do swojego funkcjonowania, siłą rzeczy musi żywić się bogactwem wypracowanym gdzie indziej, jednocześnie nie oferując nic w zamian, poza napiwkami dla restauratorów i hotelarzy oraz ofertą możliwości uczestnictwa w handlu cyferkami i papierami dłużnymi na giełdowym cyrku. W istocie, po outsourcingu bazy przemysłowej za Pacyfik począwszy od lat ’80,

creditism

w kapitalistycznym raju nie pozostało nic, z pomocą czego można byłoby kontynuować produktywną działalność, którą w konsekwencji zastąpiono ekonomią inflacyjnego kredytyzmu i gospodarką, której podstawę stanowiła konsumpcja wyprodukowanego gdzie indziej bogactwa, rozwój sektora usługowego serwującego wszystkie te smakołyki, rozwój sektora BigTech zajmującego się przepychaniem reklam i dystrybucją produktów przemysłu rozrywkowego, oraz rozwój ciężkiego przemysłu finansowego ukierunkowanego na kreowanie pozornego bogactwa w postaci cyferek w bilansach księgowych, w następujących po sobie bańkach aktywów finansowych tworzonych stachanowskim wysiłkiem inżynierów finansowych. Jednym słowem, światowa produktywna gospodarka ulega zagładzie wobec daremnych prób ratowania rakotwórczej bańki spekulacyjnej. Ludzkie życia składa się w ofierze na ołtarzu martwego systemu. „

Inflacyjny boom zatem to pojęcie znacznie szersze niż jedynie jakiś tam wzrost cen aktywów finansowych: nie chodzi tu bowiem o samą tylko spekulacyjną bańkę takich, czy innych papierów bezwartościowych, a o bez mała całą gospodarkę będącą na usługach inflacyjnego imperium, którego ostatecznym celem jest wyłącznie pomnażanie cyferek, a swoim zasięgiem obejmującego całe sektory działalności gospodarczej w rzeczywistości pozbawionej praktycznego znaczenia. Nie będzie zatem przesadą stwierdzenie, iż kapitalistyczny raj w swoim schyłkowym stadium jest niczym innym, jak jedną gigantyczną pralnią pieniędzy, co również w mniejszym, czy większym stopniu dotyczy wszystkich krajów tzw. świata Zachodu, wraz ze wszystkimi wasalami pełniącymi rolę podwykonawców w tym całym inflacyjnym interesie. Czym zaś charakteryzuje się natura inflacyjnej ekonomii bardzo trafnie opisał autor obszernego tekstu obrazującego obecne realia, którego fragmenty Autsajder pozwolił sobie zamieścić poniżej:

Niezwykły dobrobyt US stał się przedmiotem zazdrości innych wiodących krajów, które w tym samym czasie borykają się z poważnymi trudnościami gospodarczymi. Ceny w US ustabilizowały się i pozostają na stałym poziomie zarówno w 2019 jak i 2020 roku, w związku z czym na pierwszy rzut oka w ogóle nie ma inflacji, jednak w tym samym czasie rząd ponownie zaczyna szerokim strumieniem pompować wydatki deficytowe, kredyty biznesowe i pieniądze po odnowionej stopie procentowej. W tym okresie stabilnych cen podaż pieniądza w US ponownie jednak się podwoiła.

Stymulacja tanim pieniądzem rządowym rozprzestrzeniła się na praktycznie wszystkie sektory gospodarki US. Jednakże żywotność inflacji w jej dojrzewającej fazie jest paradoksem, który ma swoje niepowtarzalne cechy. Jednym z nich jest wielkie bogactwo, przynajmniej dla tych faworyzowanych przez boom – to właśnie owi spekulanci, którzy są obecnie na ustach wszystkich. Przemysł i biznes pozostają rozgrzane do czerwoności, wiele wielkich fortun powstaje niemalże z dnia na dzień. Nowy Jork stał się jedną z najbardziej świetlanych aglomeracji na świecie. Okazałe rezydencje nowych bogatych rosną jak grzyby po deszczu na przedmieściach. Wielkie aglomeracje, szczególnie w oczach nieokrzesanych ludzi z prowincji, zdają się tonąć w bezsensownej, swawolnej niedojrzałości i kabaretowym stylem życia o bezprecedensowym splendorze, rozkładzie i nierealności. Rozrzutność stała się nieodłączną cechą zarówno rządu, jak i prywatnych ludzi. Kiedy pieniądze są tak łatwe do zdobycia, mniej dba się o ich realną wartość, a oszczędność wydaje się być całkowicie nieistotna. Z tego też względu Amerykanie nie zyskują tyle realnego bogactwa, na ile wskazywałby sam wzrost ilości pieniądza.

Jednak obok samego bogactwa mamy też do czynienia z obszarami biedy, gdzie większość ludzi pozostaje poza dostępem do łatwego pieniądza. Wskaźnik przestępczości stale wzrasta. Chociaż bezrobocie praktycznie nie istnieje, a wielu pracujących jest jeszcze w stanie wiązać koniec z końcem, inni pozostają w tyle za rosnącymi kosztami życia, co dotyczy zarówno pracowników fizycznych jak i umysłowych. Nawet w chwili, gdy całkowita nominalna produkcja rośnie, wkradł się marazm, wysiłki każdego z osobna słabną i wykazują wymierny spadek, a sama jakość produkcji pogorsza się. Rozmowy z ludźmi nieustannie dostarczają relacji, z których wyziera przekonanie o postępującej demoralizacji, która wkrada się do zwykłych ludzi, po części wynikła z ich zmęczenia uczestnictwem w tym wyścigu szczurów bez widocznego celu, a z drugiej strony z ich obaw przed obserwowaniem, jak ich własne niepewne pozycje staczają się po równi pochyłej, podczas gdy inni stają się tak widowiskowo bogaci.

Razem z paradoksalnym bogactwem i biedą, obecny boom maskuje też i inne cechy, które trudniej dostrzec. Jedną z nich jest różnica między pozorną aktywnością ekonomiczną, a rzeczywistym tworzeniem dobrobytu, które wydają się (ale tylko wydają się) być jednym i tym samym. Praktycznie nie ma bezrobocia, jednak panuje rozległa, pozorna aktywność zawodowa w całkowicie bezproduktywnych lub bezużytecznych zawodach. Stosunek liczby pracowników biurowych i administracyjnych do pracowników produkcyjnych wymknął się spod wszelkiej kontroli. Bezustannie mnoży się papierkowa robota i pracownicy, którzy zajmują się wyłącznie nią. Ogromna pozostaje również liczba pracowników administracji publicznej. Jednocześnie ograniczenia dotyczące zwolnień utrzymują zatrudnienie rzesz pracowników, którzy w normalnych okolicznościach zostaliby zwolnieni. Powstają całe gałęzie marginalnej działalności nie mającej praktycznego znaczenia, łańcuchy pośredników i mrowie stanowisk zwykłych ekonomicznych zapychaczy. Niemal każdy rodzaj biznesu daje zarabiać, a niepowodzenia biznesowe i bankructwa stały się nieliczne. Boom spowodował zawieszenie normalnych procesów doboru naturalnego, dzięki którym to, co nieistotne i nieskuteczne w normalnych okolicznościach zostałoby wyeliminowane.

Koncentracja majątku i konsolidacje biznesu są kolejnym charakterystycznym trendem. Fuzje i przejęcia znów są w modzie, połączenia banków szerzą się wściekle, podczas gdy w tym samym czasie wyrastają nowe i niesprawdzone banki. Wielkie zrujnowane konglomeraty wszelkiego rodzaju niepowiązanych ze sobą biznesów zostały skonsolidowane przez M&A przy wsparciu armii prawników, brokerów, księgowych, biznesmenów i techników, którzy łączą w całość te papierowe imperia. Sama zaś giełdowa spekulacja, która sama w sobie nie wnosi nic do dobrobytu US, stała się jednym największych obszarów działalności w ramach trwającego boomu. Gorączka chęci udziału w zdobyciu szybkiego dolara zainfekowała niemal wszystkich, którzy następnie poświecili swoje wysiłki na zwykłe nabywanie i zbywanie papierowych aktywów. Wszyscy, od stanowiska windziarza wzwyż, zabrali się za grę na rynkach.

Wyjątkowo znamiennym, acz wcale nie szczególnie zaskakującym, jest tutaj ostatni fragment odnoszący się to wszystkich „inwestorów” , czy innych fetyszystów tzw. „rynków” , żyjących w przekonaniu, że realne bogactwo i dobrobyt bierze się ze wzrostów na owych „rynkach” , co w wyobrażeniu wielu stanowi niezbywalny fundament ekonomicznego ładu kapitalistycznego raju. A żeby było jeszcze śmieszniej, nawet ci drobni „pozasystemowi” inwestorzy-spekulanci i handlarze cyferkami, którzy może i nawet zdają sobie sprawę z piętrzących się patologii ostatnich stadiów inflacyjnego boomu, mają tendencję do wierzenia we własny zmysł ogrywania systemu, w konsekwencji czego sami stają się jego integralną częścią i propagatorami budując swoje kariery poprzez zapraszanie do tego inflacyjnego cyrku kolejnych spragnionych darmowego zarobku, niczym nagabywacze do gry w trzy kubki na pchlim targu dzielący się wiedzą, gdzie znajduje się wygrywająca piłeczka. Ba, idee darmowego dorabiania się na fikcyjnym bogactwie pozostają wiecznie żywe i pokutują w głowach business-insiderów obiecując innym zielone baloniki wzorem dżentelmena, który już przed trzystu laty mamił Filipa Orleańskiego i francuski lud do „inwestowania” w aktywa finansowe do tego stopnia, aż te wszystkie zielone baloniki francuskiemu ludowi nosem wyszły.

Wszak jeśli historia czegokolwiek uczy, to chyba jedynie tego, że nikt nie odrabia lekcji z historii. Tak, czy owak, skonkludujmy ten wątek kontynuacją wyżej przytoczonego tekstu, tak ażeby mieć nieco pełniejszy obraz obecnego położenia.

Ach, bylibyśmy zapomnieli powiedzieć skąd zaczerpnięty został ów tekst. Jest on mianowicie żywcem wzięty z książki pana Parssona pt. „Umieranie pieniędzy: Lekcje z czasów wielkiej niemieckiej i amerykańskiej inflacji” , gdzie w taki właśnie sposób zobrazował realia czasów Republiki Weimarskiej przed stu laty. W porównaniu z oryginalnym tekstem książkowym Autsajder pozwolił sobie dokonać jedynie kilka symbolicznych podmianek: „Niemcy” zamieniono na „US” , „1920” zamieniono na „2019” , „1921” zamieniono na „2020” , „Berlin” zamieniono na „Nowy Jork” , „Niemcy” zamieniono na „Amerykanie” , „marka” zamieniono na „dolar” , jak również miejscami zamieniono formę czasu przeszłego na teraźniejszy. Ot, tak tylko dla lepszej poczytności. Dla zachowania ciągłości jednak, Autsajder sugeruje raz jeszcze przeczytać fragment powyżej, łącząc go z poniższym, przytoczonym tu już bez zbędnych redaktorskich zabiegów:

Aż do roku 1922 i na sam skraj zapaści roku 1923, Niemcy oraz inwestorzy zagraniczni zwłaszcza, byli w posiadaniu ogromnej ilości marek. Tylko międzynarodowa reputacja niemieckiej Reichsmarki i wiara w to, że taki gigant gospodarczy jak Niemcy nie może zawieść, uczyniła to możliwym. Dokładny moment, w którym inflacja wystrzeliła w kierunku pionowego wzrostu nie był jednoznacznie wyznaczony przez żadne wydarzenie, ale przez rodzące się przeświadczenie niemieckiego i zagranicznego inwestora, że Niemcy nie zamierzają niczym pokrywać swojej waluty, co stało się ostateczną przyczyną ucieczki od marki. Jak przy pękającej tamie, ocean marek zalał gospodarkę co spowodowało, że ceny zaczęły rosnąć nieograniczenie. Najbardziej spektakularna część tej utraty wartości marki dokonała się w jej końcowym zawrotnym ześlizgu: wszystkie marki, które istniały na świecie latem 1922 roku (190 miliardów), nie były wystarczająco warte, by do listopada 1923 roku kupić choćby jedną gazetę czy bilet tramwajowy. To była spektakularna część upadku, ale większość rzeczywistej utraty wartości pieniądza została poniesiona znacznie wcześniej. Pierwsze 90% prawdziwej wartości Reichsmarki zostało utracone przed połową 1922 roku.

Tragikomiczny wynik niemieckiej inflacji (robotnicy spieszący do piekarni, aby czym prędzej wydać dzienną pensję, w formie popaczkowanych miliardami papierowych marek przewożonych taczkami) jest dziś być może jeszcze niejako pamiętany. Mniej jednak w pamięci zapisały się lata poprzedzające implozję marki wraz z cechującymi je oszołamiającym boomem, wydatkami, zyskami, spekulacjami, bogactwem, biedą i wszelkiego rodzaju zbytkami i nadmiarem. Pod powierzchnią jednak przez wszystkie te lata wzbierała energia do ostatecznego uderzenia i praktycznie wszystko to, czym odznaczał się boom zniknęło po tym, kiedy ostatecznie eksplodowała inflacja. Niemiecki cykl inflacyjny trwał nie przez rok, ale przez dziewięć lat: osiem lat inkubacji i tylko jeden rok zapaści. Był to właśnie ten czas, kiedy Niemcy byli nieświadomi fiskalnych potworów w swojej szafie, co niewątpliwie doprowadziło do inflacyjnego uderzenia. Katastrofa jesieni 1923 roku została zapoczątkowana nie w 1923 ani w jakimkolwiek czasie po narastaniu inflacji, ale w stosunkowo dobrych czasach lat 1920 i 1921.

Było regułą, że ci Niemcy, którzy najbardziej wzbogacili się w czasie inflacyjnego boomu, byli właśnie tymi, którzy – podobnie jak spekulanci, czy menedżerowie i konstruktorzy papierowych imperiów – byli najmniej istotni dla niemieckiej gospodarki działającej w oparciu o jakąkolwiek stabilność lub realną wartość. Spekulanci mieli tendencję do wierzenia we własny zmysł ogrywania systemu, dopóki nie było już za późno, kiedy to okazali się zwykłymi przegranymi. Wraz z końcem inflacji zniknęli niczym zjawy wraz z nastaniem świtu i bodaj choćby jeden z tych „królów inflacji” miał później jakieś istotne znaczenie dla niemieckiej gospodarki.

Tymczasem, pozwólmy papierowym „inwestorom” bogacić się najlepiej, jak tylko oni to pojmują, by jak najdłużej odnajdywali sens w opowiadaniu o zajmowaniu swoich ulubionych pozycji w chwilach kapitalistycznych uniesień, jakiego to mają długiego shorta, czy też jakiego calla wykonali na opcji dump dopóty, dopóki cena akcji Tesli po siódmym splicie nie osiągnie ceny galonu mleka, czy tuzina jaj. Zaś po zakończeniu całego tego wątpliwego biznesu, kilkunastocyfrowe bilanse na kontach brokerskich finansistów z kapitalistycznego raju warte będą tyle, co książeczki oszczędnościowe z wypracowanymi oszczędnościami życia chłoporobotników sowieckich po rozpadzie socjalistycznego raju.

monopoly

Patrząc wstecz, będzie można to uznać za najbardziej oczywisty przypadek hiperinflacji w dziejach, nie prędzej jednak, niż kiedy to się stanie” , a inflacyjny boom ostatnich kilku dekad z perspektywy jawić się będzie jako niebywałe marnotrawstwo środków, zasobów, surowców, gromadzonego z wiekami bogactwa i kapitału, dorobku kulturowego, pracy, talentów, czasu i żyć ludzkich, tak iż Apulejuszowie kolejnych pokoleń nie będą mogli „nacudować się tej historii ludzkich losów i postaci przemianom w kształty inne i powrotowi we własne” , zachodząc przy tym w głowę, cóż to za crack wciągać musieli ludzie tej epoki ze swoimi elitami na czele, że pozwolili doprowadzić do takiego stanu rzeczy. W międzyczasie też, wielu przypomni sobie (być może), bądź zmuszonych będzie nauczyć się od podstaw, że inwestowanie, bardziej niż handel cyferkami, polega raczej na kupnie krowy mlecznej, lub kury nioski, tak iż generowany dochód z tej inwestycji w razie potrzeby z powodzeniem będzie można wymienić na bułeczkę i masełko, by po alkoholizowaniu się poprzedniego wieczora, móc zjeść smaczne śniadanko. Nie od dziś bowiem wiadomo, że nikt normalny pieniędzmi (rzekomo) się nie naje, no może z wyjątkiem byle osła, który zeżre każdy papier, wszak jego ośli żołądek strawi celulozę w jakiejkolwiek postaci.

 

I anegdotka na zakończenie:

Panie Sekretarzu, – pyta razu pewnego młody aparatczyk starszego i mądrzejszego partyjniaka – czy kiedy już w końcu zapanuje ten wieszczony przez wszystkich naszych filozofów raj powszechnej szczęśliwości, to czy będą jeszcze wtedy pieniądze?

WYŁĄCZNIE pieniądze. – odpowiada zdecydowanym tonem i z dobrotliwym uśmieszkiem Pierwszy Sekretarz.

 

Czytaj więcej:

Jens O. Parsson – Dying of Money: Lessons of the Great German and American Inflations

Towards a new monetary paradigm: a quantity theorem of disaggregated credit, with evidence from Japan – ePrints Soton

The Weimarization of the American Republic (americanpurpose.com)

Lessons on inflation from the past (goldmoney.com)

The emerging evidence of hyperinflation (goldmoney.com)

The Consequences of Moving from Industrial to Financial Capitalism – Consortiumnews

https://www.bloomberg.com/opinion/articles/2020-12-03/five-reasons-to-worry-about-faster-u-s-inflation

https://www.bloomberg.com/news/articles/2020-08-25/the-great-inflation-debate-is-heating-up-with-trillions-at-stake

‚Spend as much as you can,’ IMF head urges governments worldwide | Reuters

82 myśli na temat “Osły i taczki

  1. Znaczy, znaczy że ani inflacja ani deflacja a implozja cysterny na oparach absurdu,
    dobrze zrozumiałem Autsajderze?

  2. Biorąc pod uwagę że Joe dopiero zaczyna kadencję, no i raczej nie on będzie ją kończył, mamy z kilka lat do ostatniej widowiskowej fazy „ratowania gospodarki”.

    Poza tym finansjera nie idzie na ślepo. Muszą szykować alternatywę na czas kryzysu. Teraz są takie modne cyfrowe wersje skamielin z poprzedniej epoki jak złoto, czy inne metale. Po co kopać miedź jak leży to w magazynie i kosztuje tylko. Nie nadaje się do programowania, w sidechaina też nie wepniesz.

  3. Genialny artykuł, Outsajderze!
    Ciekawie byłoby przeczytać tę książkę Parssona, jednak jest dostępna tylko w języku angielskim, a specyficzne słownictwo nie zachęca do tego.

    1. 1. Najtansza jaka znalazlem to 90 USD w Stanach i 250 GBP w UK.
      2. Angielski to raczej standard an dzien dzisiejszy

  4. czy zloto wg autsajdera to jedyny ratunek dla posiadajacych obecnie jakies oszczednosci? a raczej zestaw kura, krowa i zloto zakopane w ogrodku

    1. Ależ oczywiście, że nie. Upatrywanie w złocie jedynego ratunku jest takim samym ekonomicznym bałwochwalstwem, jak czczenie Złotego Cielca mającego wyobrażać najwyższe bóstwo Narodu Wybranego. W chwili obecnej jednak przedmiotem kultu stały się papierowe obietnice wszelakiego rodzaju. Kiedy z kolei one zamienią się w żer dla osłów, wszystko co nimi nie jest będzie sobie dalej trwało, jakby nigdy nic.

    2. Nie reprezentuję banku ale ostatnio w Szwajcarii przeszedł bank tokenów Sygnum. Tu zamiast dawać kasę maklerom kupujesz tokeny odpowiadające materialnym assets (nie znam polskiej alternatywy).
      Co Wy na to?

    1. Kupuj wszystko to, co sprawdziło się i nadal sprawdza się w Wenezueli… Oprócz USD i innych „twardych” walut, które podzielą los wenezuelskiego Bolívara Fuerte. IMHO złoto (monety bulionowe) to podstawa. Poza tym: świetny opis tego, co nas niebawem czeka, Autsajderze…

      1. A co konkretnie sprawdziło się i nadal sprawdza w Wenezueli? Słyszałem, że za 1 oz Ag można wyżywić 5-osobową rodzinę przez miesiąc..

  5. A co z złotówka? Myślę o kredycie hipotecznym ze stałymi stopami procentowymi na 5lat. Czuję że ten dodruk może trochę zdewaluować mój kredyt i łatwiej będzie spłacić.

      1. ja również podpinam się do pytania jak to wpłynie na kredyty hipoteczne i ceny nieruchomości. Czy warto się zadłużać?

        1. W ramach odpowiedzi na powyższe pytania, Autsajder odsyła do zakładki „O autorze” pkt 7. Jeśli zaś jest to dla kogoś niewystarczające, Autsajder odsyła do tzw. „pozasystemowych” doradców inwestycyjnych, którzy chętnie doradzą jak zainwestować pieniążki, mając w zanadrzu nieprzebrane bogactwo zasobów porad, kursów i książek o inwestowaniu, po czym sami owe pieniążki zainkasują, wszak sami z czegoś żyć muszą.

  6. Polecam obejrzeć niemiecką produkcję „Babylon Berlin”. Sugestywnie pokazuje to, co Autsajder pisze o wożeniu niemieckich marek taczkami (pomijając inne filmowe wątki). Papier w sumie rzeczy jest tani, zatem można drukować do woli. Dziś trzeba mieć konkret…

  7. „…problemy wynikłe z rozrastającego się zadłużenia będą się jedynie pogłębiać, czemu menedżerowie kapitalistycznego raju będą przeciwdziałać jedynym znanym sobie sposobem, mianowicie pożyczając, monetyzując i drukując kolejne biliony…”
    „…łatanie rozrastających się dziur w dysfunkcjonalnej gospodarce … wytwarza nieustannie zwiększające się zapotrzebowanie na nowe pieniądze…”
    „…Podobnie jak w Rzeszy Niemieckiej przed stu laty … pieniędzy NIEUSTANNIE BRAKOWAŁO, choć było ich tyle, że trzeba było je wozić taczkami chcąc zakupić bułeczkę i masełko.”

    Czyżby nowoczesną receptą na powyższe zagadnienie mógłby być pieniądz cyfrowy z opłatą za przechowywanie?

    1. Czy jest jakaś różnica między cyfrowym pieniądzem z opłatą za przechowywanie w bankach wprowadzających ujemne stopy procentowe, a „cyfrowym pieniądzem z opłatą za przechowywanie”, o którym pisze Czytelnik? Poza zbędnymi szczegółami, nie ma żadnej.
      Faktem jednak pozostaje, iż pieniądz cyfrowy rozwiązuje problem nadmiernego zapotrzebowania na taczki.

      1. Crack-up boom! Kiedys pieniadz upadal, kiedy ludzie tracili w niego wiare. Teraz utrata wiary moze nie wystarczyc, bo wladza kontrolujac pieniadz elekroniczny i np. ksiegi wieczyste czy rejestr samochodow moze ludzi zmusic do uzycia drukowanego przez siebie pianiadza. Mozesz sobie w niego nie wierzyc, ale nie mozesz od niego uciec, bo jak w nim nie zaplacisz, to wladza nie przepisze w ksiedze wieczystej mieszkania na ciebie. Jak wladza wykonczy piekarzy i buleczki bedzie mozna kupic tylko od wielkiej korpo typu Carrefour, to do kupna buleczki tez bedziesz musial posiadac pieniazki drukowane przez wladze. Zatem system tworzony przez (wladze=panstwo plus wielkie korporacje) wydaje sie byc szczelny.

      2. „Czy jest jakaś różnica między cyfrowym pieniądzem z opłatą za przechowywanie w bankach wprowadzających ujemne stopy procentowe, a „cyfrowym pieniądzem z opłatą za przechowywanie”, o którym pisze Czytelnik?”
        Oczywistym jest, że zasadniczej różnicy nie ma i oszczędności utracą część wartości tak w pierwszym jak i w drugim przypadku. Istota sprawy tkwi w „zbędnych szczegółach”. Mianowicie pieniądz cyfrowy to narzędzie, którego cechy i funkcje mogą pozwolić na uniknięcie hiperinflacji przy rozwiązywaniu problemów z aktualnymi deficytami i zadłużeniem. W jaki sposób? Ano przez wymuszony brak alternatyw…

  8. Ale dodruk trwa już ponad dekadę i nic się nie dzieje z inflacją … i może dalej się nic nie będzie działo dopóki jest pokrycie w lotniskowcach ? 🙂

    1. Tym samym były legiony dla imperium rzymskiego czym dziś są lotniskowce .to one gwarantują aaa dla obligacji .gdy któreś z innych państw stworzy taka flotę to będzie to żywa lub martwa konkurencja dla dolca . Póki co nic się nie zmieni i nie ma potrzeby panikowania . Po to drukują by jeszcze bardziej zniewolić . Przepaść między bogatymi a biednymi będzie tylko rosła . Wracamy do 17 wieku . Arystokracja i plebs

      1. Proszę wziąć pod uwagę, że Związek Sowiecki w latach swej świetności miał najwięcej na świecie czołgów, samolotów bojowych, nuklearnych łodzi podwodnych i głowic jądrowych. Dziś Imperium Sowieckiego już nie ma, choć nikt nawet z kapiszona nie wystrzelił. Horrendalny budżet wojskowy US stanowiący jedynie część wydatków deficytowych monetyzowanych przez FED jest asumptem do słabości zielonej waluty, a nie jego siły.

        1. Bo sowieci nie kontrolowali strategicznych przepływów więc ich sprzęt wojskowy był zdewaluowany od samego początku stąd skończyli szybciej niż zaczęli…

  9. Wreszcie jest! Miesiące czekania, setki wejść na stronę w oczekiwaniu na nowy artykuł i znowu uczta intelektualna!
    Dziękuję!
    JK

  10. Jak zwykle błyskotliwość i erudycja w ilościach w przytłaczających ilościach – czapki z głów.
    Niemniej, otwarte pozostaje pytanie o to, ile ten cyrk może jeszcze potrwać? W większości aspektów życia, czy to osobistego, czy to gospodarczego, rozchodzi się nie tylko o to, czy masz rację, czy nie, ale także o timing.
    Może, nasz zacny Autsajder odniósłby się bo to wszystko do kraju kwitnącej wiśni? Tam gigantyczna bańka pękła 30 lat temu i do teraz się całkowicie nie pozbierali, niemniej życie toczy się dalej, a podstarzali samuraje mają się całkiem dobrze. BoJ skupuje ETFy akcyjne pompując rynek i jest pewnie dobrych kilka lat przed innymi bankami centralnymi, jeśli chodzi o monetarną innowacyjność.
    Im więcej czytam drogiego nam Autsajdera, tym bardziej nie ogarniam, parafrazując wątek picia koniaczku – na który z przyjemnością się dołożę 🙂 Choć coraz częściej muszę z ubolewaniem godzić się z ludową mądrością, iż niewiedza bywa błogosławieństwem!
    Na zdrowie wszystkim!

  11. Wiadomo, że kiedyś walnie, ale nie do końca wiadomo kiedy 😉

    O powrocie do złota, końcu świata, sytuacji na comex (chyba pokrycie w fizyku znacznie ma się poprawić) i innych tego typu pierdach słychać przy każdym kryzysie, piszą o tym od dawna również @gruby i @3r3 na IT21.

    Prawda jest taka, że ludzie, którzy takie ostrzeżenia zignorowali są w znacznie lepszej sytuacji niż ci, którzy zapakowali się w złoto i od 10 lat oczekują końca świata.

    Jak dla mnie dywersyfikacja to podstawa i można robić swoje ; )

    1. Mimo że Autsajder liczy sobie nieco ponad dwa latka, zdążył już przespać niejeden nieuchronny koniec świata, niekiedy wyznaczony z dokładnością do minuty przez co niektórych wymienionych w tekście business-insiderów, podobnie zresztą jak wszystkie minione Trzecie Wojny Światowe.

      Prawda jest taka, że o ile nawet wielu Czytelników wzorem doradców inwestycyjnych pragnęłoby z dobrotliwości swojego serduszka udzielać porad, czy to w kwestii „inwestowania w złoto”, czy to inwestowania w dywersyfikację swojego kieszonkowego, to Autsajder ma w nosie to, co inni robią ze swoimi pieniążkami.

  12. Wydaje mi się, że są dwa proste słowa opisujące obecną sytuację, to po prostu początek ‚Crack-Up Boom’

  13. Gdybyśmy zdefiniowali to co Outsider opisuje jako „wspinaczkę na szczyt wielkiej góry” na którym to człowiek nie był pieszo od około 100 lat. Na jakim etapie wyprawy jesteśmy obecnie według obeznania autora bloga?
    Jesteśmy u podnóża tej góry (baza pierwsza) czy może dopiero zbieramy prowiant i ekwipunek aby na nią się wspiąć?

    1. Jeśli mielibyśmy skorzystać z porównania, jakim byłaby wyprawa na szczyt Everestu, to można byłoby powiedzieć, że świat już jakiś czas temu wyruszył z obozu IV z Przełęczy Południowej. Jednak jak każdy taternik wie, dotarcie na sam szczyt jest częścią sukcesu, wszak później trzeba jeszcze bez odmrożeń i w jednym kawałku wrócić do bazy, z której się wyruszyło.
      Tymczasem jednak, wielu nadal myśli, że to raptem zwykła wyprawa na Giewont i przy grzańcu na Krupówkach nadal trwają dysputy, czy na wyprawę przyodziać zielone klapki w różowe kropki, czy może różowe klapki w zielone kropki.

  14. Kolejny niebanalny tekst z wieloma odnosnikami tak ze trzeba uwaznie czytac . Jak czlowiek zaczyna sie w tym orientowac to tylko czeka kiedy bedzie spektakularne „bum”. Na koniec to jak z wiara w Tego na gorze, chodzi o to aby sie ciagle bac. Nie boi sie tylko ten co nic nie ma na sumieniu (do zainwestowania). Pozdrawiam Autsajdera

  15. czy byly juz wyjasniane watpliwosci w prognozie

    $$$ #MOON
    USDN 30% dvl

    czy $ moon oznacza ilosc $ czy tez moze wzrost wartosci, bo zgodnie z opisem jesli kolejnosc jest przypadkowa to mozliwosci jest wiele 🙂

    1) $ moon ilosc dolarow w kosmos nastepnie dewaluacja
    2) dolar w kosmos a nastepnie dewaluacja?
    3) odwrotnie, dewaluacja potem odpal – choc to bez sensu, no chyba ze dewalucja EMFX spowodowalaby jednak docelowa ucieczke w USD ale przeciez autor twierdzi ze to koniec $

    1. Tu i ówdzie w komentarzach Autsajdera pojawiał się już ten wątek, gdzie wskazywane było, że rzeczone „$$$ #MOON” najprawdopodobniej miało już miejsce przy okazji zatkania rynku swapów walutowych, o czym była mowa w powyższym wpisie. Jaka natomiast nieporadna waluta, taka też jej niewydarzona księżycowa podróż na wysokość 10% (wg indeksu DXY). Ma się przy tym rozumieć, że w takich okolicznościach nagły wzrost indeksu DXY nie należy interpretować jako potęgi zielonej waluty, tak samo jak na podstawie wielkości brzucha nie powinno uznawać się za najedzonego człowieka, któremu wetknięto sprężarkę w odbyt (proszę wybaczyć takie porównanie, jednak jest ono niezwykle trafne w tym przypadku). Krótko mówiąc, dolar odleciał w kosmos, a nikt nawet tego nie zauważył, jak zauważa pan Gromen.

      Sama zaś ilość dolarków jaka jest – każdy widzi.

  16. Prawdopodobnie czeka nas kryzys bankowy za kilka lat i bankructwo niektórych banków. Chodzi o systemową zmianę, jakiś nowy paradygmat. Dolar w kosmos. Trzeba wyrzucić pieniądze do obiegu, bo żadne tarcze ani plusy inflacji nie spowodują. Koronakryzys to dopiero preludium kolejnego kryzysu, któy wtłoczy inflację w realny świat.Velocity czyli szybkość obiegu pieniądza wzrośnie i wszystko będzie sie zgadzać.

  17. Drogi Businessousiderze,
    Czy wzrost rentowności UST to przemyślana taktyka czy ma to związek z dumpingiem dolara? To jakaś operacja Twist, ale w drugą stronę. Zawsze gdy krzywa rentowności się wyostrzała to była zwała na rynku. Może ktoś chce ubrać lud w dobrze oprocentowane obligacje, a kto ostatni ten frajer?

    1. Ależ oczywiście, że Pierwsza Sekretarka chciałby ubrać byle frajera w papiery Departamentu Skarbonki US, wszak jest to w interesie każdego Pierwszego Sekretarza:
      https://businessoutsiderpl.wordpress.com/2019/07/31/ust-universal-subprime-ver-turbo/
      Problem zaś w tym, że nikt normalny już ich nie kupuje, stąd spadek ich ceny i wzrost rentowności, co świadczyć może jedynie o postępującej utracie kontroli nad krzywą dochodowości przez FED.

  18. „Confusing speculation with investment, Graham warns, is always a
    mistake. In the 1990s (2020s), that confusion led to mass destruction. Almost
    everyone, it seems, ran out of patience at once, and America became
    the Speculation Nation, populated with traders who went shooting
    from stock to stock like grasshoppers whizzing around in an August
    hay field.” – The Intelligent Investor

    Idealnie w punkt 😉

  19. Drogi Businessousiderze,
    Czytajac ksiazke Kiedy pieniadz umiera – Adama Fergussona mozna by wybadać że bezpośrednim powodem inflacji był nadmierny dodruk w czasie I wojny światowej i potem, nadmierne reparacje wojenne nałożone na Niemcy i w konsekwencji spadek ceny reichmarki w stosunku do innych walut takich jak funt czy dolar. Teraz natomiast wszyscy drukuja wiec jaka waluta mialaby sie stac bezpieczna przystania co doprowadziloby w konsekwencji do paniki inflacyjnej? Wzmocnienie yuana tez chyba nie jest dygnitarzom z Państwa Środka na ręke. Czy wiec może powrót to rzadkich metali znanych od 5000 lat ludzkości jak złoto czy srebro? Tylko jak wykorzystać je do przesyłu na dalekie obszary w erze internetu? Czy może wynalazek ostatnich dziesieciu lat – rzadkie i nie do podrobienia kryptowaluty – po ostatnich wzrostach kryptowalut i metali szlachetnych można znaleść analogie do spadku kursu marki w stosunku do innych walut. Ciekawy jestem co Ty Autsajderze o tym myslisz.

    Pozdrawiam

    PS. Świetny artykuł

    1. Każdą papierową walutę, która pozostaje uwikłana w mechanizm inflacyjnej ekonomii czeka ten sam los, o ile nie znajdzie zabezpieczenia w czymś realnym. Dysputy na temat tego jak różne waluty będą zachowywać się względem siebie w sytuacji, gdy cena masełka wyrażana w obu będzie wielokrotnie wyższa niż obecnie, porównać można to turysty zastanawiającego się, jakiego koloru klapki przywdziać wybierając się na szklak na Giewont.
      Naturalnie, tak długo, jak gospodarka Państwa Środka nastawiona była na eksport produkowanych dóbr, wzmocnienie juana nie było na rękę skośnookim dygnitarzom, co wcale nie oznacza, że będą oni trzymać się tej polityki w nieskończoność.

      O ile zaś wielu (całkiem słusznie) upatruje „bezpiecznej przystani” w chińskim juanie, czy rosyjskim rublu, które jako pierwsze zostaną oparte o żółty metal, to jakby zapominają, że zanim to się stanie, wschodni finansiści mogą dokonać rewaluacji metalu to takiego poziomu, jaki sobie zażyczą.

  20. „Stock prices fell by about 25 percent in a short time and hovered for six months while all other prices were
    soaring. The real value of stocks declined steadily because their prices lagged far behind the prices of tangible
    goods, until for example the entire stock ownership of the great Mercedes-Benz automobile manufacturer was
    valued by the market at no more than 327 cars. Investors were extremely slow to grasp that stocks were poles
    apart from fixed obligations like bonds, quite wrongly thinking that if bonds were worthless stocks must be
    too. Nearer the end in 1923, relative prices of stocks skyrocketed again as investors returned to them for their
    underlying real value. Stocks in general were no very effective hedge against inflation at any given moment
    while inflation continued; but when it was all over, stocks of sound businesses turned out to have kept all but
    their peak boom values notably well. Stocks of inflation-born businesses, of course, were as worthless as
    bonds were.”

    Czy po 100 latach Tesla godnie zastąpi Mercedes-Benz?

  21. Zastanawiam się jak do tego zawodowo się ustawić? Jaki typ zawodu może okazać się wówczas najbardziej pożądany? Jakieś przemyślenia na ten temat ?

  22. „Upadek polityki inflacyjnej doprowadzonej do skrajności – jak w Stanach Zjednoczonych w 1781 r. i we Francji w 1796 r. – nie niszczy systemu pieniężnego, leczy tylko pieniądz kredytowy lub fiducjarny państwa, które przeszacowało efektywność swojej polityki. Upadek uwalnia handel od etatyzmu i ustanawia ponownie pieniądz kruszcowy.”

    „We wszystkich państwach, w których inflacja postępowała szybko, zauważono, że spadek wartości pieniądza miał miejsce szybciej niż wzrost jego ilości”

    Ludwig von Mises „Teoria pieniądza i kredytu”

    Czy aby Outsider byłby jego wielkim fanem?

    1. Z faktu, że dwie różne osoby poczyniły prostą obserwację, że słońce każdego dnia wschodzi na wschodzie, wcale nie wynika, że jedna z nich miałaby być wielkim fanem drugiej.

  23. A co z inwestorami w akcje? Przecież akcja jest to udział w przedsiębiorstwie posiadającym własne aktywa materialne i produkujące fizyczne produkty, których wzrost ceny w czasie inflacji przerodzi się w większy nominalny zysk. Zatem papier też będzie drożał. Przy updaku waluty zostanie zdenominowany w innej. Można w taki sposób przetrzymać wałsny majątek przez kryszys. Czyż nie?

    1. To nie tyle ceny produktów produkowanych przez przedsiębiorstwa rosną ot tak same z siebie, co są podnoszone ze względu na rosnącą strukturę kosztów, które ową podwyżkę cen wymuszają.

      Jeśli zaś ceny produktów są wyższe, to również i mniej atrakcyjne dla konsumenta, który nie jest już tak skory do ich kupowania. Tym samym dywidenda z zysku jest kolejną obietnicą, którą przedsiębiorstwo składa swoim udziałowcom, która po pierwsze jest niepewna w niepewnym otoczeniu gospodarczym, a po drugie wcale nie wiadomo ile dzisiaj obiecana dywidenda będzie warta w odniesieniu do poziomu cen w przyszłości. Inną rzeczą natomiast jest dostępność finansowania przedsiębiorstwa, która w spowalniającej gospodarce zostaje ukrócona. Ile zatem warte będą udziały w spółkach-zombie, których pełno na giełdowym cyrku, które zapożyczają się na spłatę wcześniejszych długów w sytuacji, kiedy koszty obsługi będą rosły? Dalej, co z trzymanymi przez zagranicznych inwestorów aktywami denominowanymi w walucie, której perspektywą jest gwałtowne załamanie? Naturalną rzeczą jest, że w najlepszym wypadku będą próbować się dywersyfikować, o ile w ogóle w panice nie zaczną ich czym prędzej masowo wyprzedawać. Poza tym, czy mamy pewność, że rząd celem „zabezpieczenia” krajowych aktywów nie poweźmie decyzji o nacjonalizacji takiego, czy innego przedsiębiorstwa, umarzając akcje i wynagradzając akcjonariuszy świeżo wydrukowaną walutą, której czym prędzej trzeba będzie się pozbyć? Etc., etc., etc.
      Jeśli ktoś rozumuje takimi kategoriami, że wartość akcji może spadać tylko w otoczeniu deflacyjnym (zmniejszającej się ilości pieniądza i kredytu) to należy wziąć pod uwagę, że hiperinflacja jest niczym innym jak zmonetyzowaną deflacją, a pieniędzy zarówno w jednym jak i w drugim przypadku jest za mało, niezależnie od ich ilości. Krótko mówiąc, co kogo obchodzi DOW na poziomie 100000, w sytuacji gdy za bułeczkę i masełko trzeba będzie zapłacić 1000$?

  24. Wiele osób postrzega Bitcoin’a jako zabezpieczenie przed inflacją, pieniądz przyszłościi i następcę złota. Przez pewien czas również tak myślałem, ale w porę znalazłem blog Outsidera. Dziękuję za otwarcie oczu, a szczególnie za historię petrodolara! Bitcoin nie ma szans, gdyż o ile Elon Musk może chcieć oddawać Teslę za tokeny – jeśli w ogóle uda mu się coś wyprodukować – to już Vladimir Putin energetyków na owe tokeny nie wymieni na pewno, itp. Czy dobrze rozumuję?

    1. Bitcoin i inne krypto to wciąż pieniądz fiducjarny, już nie kredytowy jak obecnie $, €, ¥ itd… ale jednak wciąż oparty na wierze. To, że srebro czy złoto trzeba wydobyć z ziemi pewnym niemałym kosztem to już nie wiara, tylko fakt ;D. I to jest IMO ta różnica pomiędzy fizykiem a kryptowalutami. W sytuacji zwały, przewrotów, rewolucji, niedoborów, wartość będzie miało to co można można trzymać w dłoni, a nie urządzenie podobne do pendrive’a z dostępem do tokenów o historii istnienia kilkunastu lat.

      1. Aby „wykopać” bitcoin’a potrzeba niemałego wysiłku/mocy obliczeniowej, więc nie bardzo rozumiem, o co Czytelnikowi 😉 chodzi. Inna sprawa, że można zrobić fork’a, pojawi się lepsza kryptowaluta, etc. Aby dokonać transakcji, potrzebne są dwie strony: kupujący i sprzedający. Kupujący ma bitcoin’y, ale sprzedający (Rosja, Chiny, Arabia Saudyjska) nie zaakceptują takiej waluty! Tyle zrozumiałem z lekcji Outsidera

    2. A gdy pewnego wieczora zgasna swiatla Nowego Yorku, to gdzie trzeba bedzie szukac Satoshiego Nakamoto, zeby dostac z powrotem swoje bitcoiny? 😉

    1. Krachu nie będzie, cyfry na rachunkach maklerskich i w banku będą rosły jak oszalałe. Jeśli pytasz kiedy się wydarzy scenariusz jak powyżej, to po skończeniu tej wojny: https://www.chicagotribune.com/opinion/commentary/ct-opinion-covid-relief-package-cost-obrien-20210312-3bi5g7uxgfe6ngbfutj7luudey-story.html
      trzeba doliczyć jakieś 2 lata max. 3 lata tak na oko. Republika Weimarska potrzebowała 5 lat, teraz mamy internet, smartfony. Okolice 2023 zatem. Chyba, że kolejne warianty covida będą się jeszcze mnożyły przez lata. To kto wie.

  25. Witam.Outsiderze czas przyznać się do pomyłki.Na pocieszenie jest Pan w doborowym towarzystwie takim jak Griffin,Richards,Hongbing i wielu innych,którzy przestrzelili prognozy nawet o dekady.Póki co,dolar tu nie zagląda,więc nie wie gdzie jego miejsce.Rosja i Chiny mając po 40000 ton złota stałyby się hegemonami,na co US ze swoją technologią kosmiczną,wywiadem a przede wszystkim potężną armią nigdy na to nie pozwolą,Prędzej wywołają wojnę lub jakiś inny kataklizm.Chyba,że Outsider uważa Amerykanów za kretynów.Nie niedoceniałbym ich aż tak bardzo.Dziwna możliwość przyszła mi na myśl,że Outsider jest wyrafinowanym trolem.
    Gratuluję ciekawych wpisów i pozdrawiam.

    1. Przeciwnie, Autsajder nie zamierza porównywać się do typów pokroju pana Rickardsa, który już przed laty nie tyle prognozował, a przepowiadał, że śmierć dolara nastąpi ściśle określonego dnia, dokładnie o godzinie 16.30, jeśli pamięć Autsajdera nie myli. Jak zatem wiarygodny jest znany w szerokich kręgach i ceniony pan Rickards, każdy widzi. Zamiast podawać swoje prognozy wraz ze ściśle określonym czasem na ich realizację, czego oczekiwałoby całe grono spekulancików, dla których „timing” jest ponoć najważniejszy, Autsajder celuje znacznie wyżej powiadając, że to, co w powszechnym przekonaniu jest z gruntu niemożliwe, bądź też nie zdarzy się „nigdy”, zrealizuje się właśnie na naszych oczach – trudno o trafniejszy timing. Istotnie, wydarzenia na świecie analizuje się w relacji do następujących po sobie wydarzeń, które same w sobie powinny stanowić punkt odniesienia bardziej, aniżeli wiszący na ścianie kalendarz, czy zegarek na ręku pana Rickardsa. Co prawda ekspedientka w kantorze walut istotnie nadal woła 3,80 za sztukę, gdyż nie interesuje jej fakt, że w ostatniej dekadzie struktura USD (i pieniądza fiducjarnego w ogólności) została doszczętnie zrujnowana, co świadkowaliśmy w minionych latach pod hasłami eksplozji na rynku repo, ZIRP forever, „whatever it takes” FEDu, QE to infinity, monetyzacji całości deficytu Dep. Skarbu, stimulus forever, etc., etc., etc. Wyraźna zmiana najważniejszego indeksu waluty (czyli nie jakiegoś tam DXY, a liczby na etykietce wskazującej cenę burgera, czy importowanych leków) będzie jedynie ostatnim z symptomów śmierci waluty, niczym odór cuchnących zwłok nieboszczyka, który zszedł był na zawał na długo przed tym, kiedy sąsiad nieszczęśnika zorientował się, co wydarzyło się za ścianą. Podobnież, zwijającej się gospodarki US nie jest w stanie uratować armia, jakkolwiek wiele dronów nie miałaby na swoim wyposażeniu. Nie znaczy to jednak wcale, że Autsajder uważa Amerykanów za kretynów, czy wyższych finansistów US za „debili” tudzież „idiotów”, by posłużyć się określeniem niegdysiejszego rozmówcy Szanownego Czytelnika. Przeciwnie, mają oni pełną świadomość tego, że im więcej dolarków kreują z powietrza, tym szybciej doprowadzają ten cyrk do końca, choć gdyby zaprzestali swoich działań, ów cyrk zwinąłby się niemalże z dnia na dzień. Paradoksalnie, najlepiej zorientowani w sytuacji są twardogłowi zieloni, którzy na własne oczy widzieli, z czym mają do czynienia, czy to przy okazji swojej bytności w Syrii, czy też na wielu pokazach demonstracyjnych, na które są zapraszani przez swoich adwersarzy. Oni właśnie są głosem rozsądku wśród administracji rządowej US, co było szczególnie widoczne ot choćby na przykładzie generałów w administracji prezydenta Trumpa. Co by tu nie mówić o zielonych, poważniejsi generałowie, będący trzeźwo myślącymi realistami, kalkulują swoje możliwości jak i przyszłość swoich dzieci na zimno, i w razie potrzeby „skorygują” nietrafione rozkazy, które dostaliby od zwierzchnika sił zbrojnych cierpiącego na demencję. Nie zastanawia przy tej okazji brak podjęcia jakichkolwiek wymiernych działań po zaatakowaniu baz w Iraku, bądź ogłuszające wręcz milczenie w reakcji na ostatnie zabawy rakietowe najgrubszego z Koreańczyków? Ba, proszę trzymać za słowo Autsajdera mówiącego buńczucznie już teraz, że w swoim czasie żołnierze US rozsiani w bazach po całym świecie, sami będą mieć problem z powrotem do swoich rodzin, kiedy nikt z goszczących ich krajów nie będzie chciał przyjąć ich żołdu jako zapłaty za bilet do domu. Czy w takiej sytuacji Rosja, czy Chiny stałyby się nowym hegemonem? Otóż samo to pojęcie w postdolarowym świecie nowego paradygmatu staje się tak samo bezprzedmiotowe, jak pojęcie globalnej waluty rezerw, której dalszych konsekwencji (a i przywileju!) nie podejmą ani jedni, ani drudzy. Podobnie jak to pan Thomas Kuhn naucza: rewolucje myślowe nie polegają na tym, że zaczynamy myśleć przeciwnie do tego, co myśleliśmy wcześniej, a całkowicie zmieniamy strukturę naszego wyobrażenia o świecie, sprawiając, że wcześniejsze pojęcia nie mające zastosowania w nowym paradygmacie, zwyczajnie tracą na znaczeniu.
      Czy w końcu Autsajder jest trolem? Raczej jedynie natrętnym elfem, który od czasu do czasu lubi wściubiać nos w nieswoje sprawy i, niekiedy w niezbyt wybredny sposób, wskazywać na to, co inni nieświadomie starają się zamiatać pod dywan. To zaś, co sam pisze, nie stanowi dla niego źródła jakichkolwiek wymiernych korzyści, toteż, nie będąc zakładnikiem swojej narracji, czy więźniem swojego paradygmatu, pozwala sobie na wyrażanie własnych myśli, niezależnie od tego, czy zostaną rychło wytłumione, czy odbiją się echem gdzieś dalej.
      Z pozdrowieniami dla Szanownego Czytelnika.

  26. Myślicie, że Archegos otwiera sezon na tego typu eventy? Jak podrzędny hedge fund potrafi poharatać duże banki, to strach pomyśleć jak to dopiero początek i coś większego się trafi. A dopiero nieco ponad rok mamy ultraluźną politykę monetarną, w której rośnie chciwość i FOMO niczym w funkcji eksponencjalnej.

  27. kreskówka wyprzedziła epokę, z tą „gazetą Kaczogrodzką” @ 3:00 wstrzelili się doskonale

  28. Szanowny Outsiderze,
    czy to co obecnie widzimy na surowcach (metale przemysłowe, drewno, produkty rolne, itd.) i w usługach to początki prognozowanej przez Pana hiperinflacji, czy też w co wątpię, przejściowe problemy natury popytu i podaży? Chyba każdy, kto buduje lub wykańcza dom/mieszkanie jak i robi zakupy w którymkolwiek ze sklepów widzi co się dzieje! Ceny rosną z tygodnia na tydzień. Dołóżmy do tego prawdopodobny wzrost cen paliw oraz podwyżki płac i przepis na dwucyfrową inflację w średnim terminie gotowy.
    Pozdrawiam.

    1. Ja sie tylko zastanawiam, czy w Europie nie zostanie w odpowiednim momencie uzyte BRRD na masowa skale, zeby powstrzymac inflacje.

    1. wpis z zeszłego wtorku, a więc muszę pana uspokoić, COVID szaleje ale autor bloga jeszcze jest/żyje.

  29. Z dedykacją dla Autsidera:

    Stoi na stacji hiperinflacja,
    Ciężka, ogromna, a malutka stacja.
    Akumulacja.
    Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
    Hajs z rozgrzanego jej brzucha bucha:
    QE – jak gorąco!
    ZIRP – jak gorąco!
    NIRP – jak gorąco!
    RIRP – jak gorąco!
    Już ledwo sapie, już ledwo zipie,
    A jeszcze bankster papier w nią sypie.

    Wagony do niej podoczepiali
    Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali,
    I pełne siana są wszystkie wagony,
    A w jednym jurki, a w drugim korony,
    A w trzecim leżą same dolarki,
    Leżą i pachną tuszem z drukarki,
    A czwarty wagon pełen dinarów,
    A w piątym stoi stos boliwarów,
    W szóstym kurs franka – o! jaki wielki!
    Pod każdym kołem żelazne belki!
    W siódmym pachnące liry i jeny,
    W ósmym zaś szekel i dwa PLNy,
    W dziewiątym – same tuczone funciaczki,
    W dziesiątym – taczki, taczki, i taczki.
    A tych wagonów jest ze czterdzieści,
    Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.
    Lecz choćby przyszło tysiąc atletów
    I każdy zjadłby tysiąc kotletów,
    I każdy nie wiem jak się wytężał,
    To nie udźwigną, taki to ciężar.

    Nagle – gwizd!
    Nagle – świst!
    Para – buch!
    Koła – w ruch!

    Najpierw – powoli – jak żółw – ociężale,
    Ruszyła – maszyna – po szynach – ospale,
    Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
    I kręci się, kręci się koło za kołem,
    I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
    I dudni, i stuka, łomoce i pędzi,
    A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
    Po torze, po torze, po torze, przez most,
    Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las,
    I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
    Do taktu turkoce i puka, i stuka to:
    Brrr to to, brrr to to ,brrr to to, brrr to to.
    Gładko tak, lekko tak toczy się w dal,
    Jak gdyby to była piłeczka, nie stal,
    Nie ciężka maszyna, zziajana, zdyszana,
    Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana.

    A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
    A co to to, co to to, kto to tak pcha,
    Że pędzi, że wali, że bucha buch, buch?
    To banki centralne wprawiły to w ruch,
    To para, co z kotła rurami do tłoków,
    A tłoki kołami ruszają z dwóch boków
    I gnają, i pchają, inflacja się toczy,
    Bo hajs ten bankster wciąż tłoczy i tłoczy,
    I koła turkocą, i puka, i stuka to:
    Brrr to to, brrr to to, brrrto to, brrr to to!…

  30. Niestety, Autsajderze, nie posiadam konta na FB/Twitterze, więc zapytam tutaj: czy Ty nie uwazasz, ze to co obserwujemy w tej chwili za nasza wschodnia granica, to jest finalizacja transakcji miedzy Rosja a USA, ktorej jednym z elementow jest powrot Ukainy do rosyjskiej strefy wplywow, lub jej czesciowy rozbior? Wyglada mi bowiem na to, ze wzajemne kroki odwetowe Zachodu i Rosji sa bardziej medialne niz realne, a eskalacja przemocy jest akurat na takim poziomie, zeby ja mozna bylo pokazac w mediach dla przekonania gawiedzi, ale nie na takim, zeby zniszczyc powaznie panstwowa infrastrukture.

Dodaj odpowiedź do Lukers NYC Anuluj pisanie odpowiedzi